DOBRY REPORTAŻ
Zdjęcia, materiały oraz artykuły przede wszystkim o Beskidach
sobota, 31 marca 2018
niedziela, 11 marca 2018
Do Hiszpanii przez Beskidy, czyli komuniści w Zwardoniu
Zwardoń w okresie międzywojennym był popularnym kurortem wśród turystów. Miejscowość znajdowała się tuż przy granicy Polsko-Czechosłowackiej, co wykorzystali ludzie związani z ówczesną Komunistyczną Partią Polski. Dlaczego ta mała miejscowość znalazła się w centrum ich uwagi? Zapraszam was do przedwojennego Zwardonia...
W lipcu 1936 roku w Hiszpanii wybucha Wojna Domowa. Na jesień tego samego roku do Zwardonia przyjeżdża Leon Chajn, który zamieszkał w wynajętych pokojach budynku Korpusu Ochrony Pogranicza. Sam Leon był instruktorem Polskiego Związku Narciarskiego oraz Przewodnikiem Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, co później świetnie wykorzystywał (Legitymacja PTT umożliwiała mu swobodne przekroczenie granicy Czechosłowackiej, dzięki jednorocznej wizie). Od 1932 roku Leon Chajn był także członkiem Komunistycznej Partii Polskiej. I związku z działalnością komunistyczną przyjechał do tej miejscowości wprost z Warszawy. Leon miał w Zwardoniu organizować przerzuty ochotników przez granicę Czechosłowacką, skąd przyszli ochotnicy mieli się dostać przez Czeski Cieszyn i Pragę do Hiszpanii i stanąć po stronie armii Republiki Hiszpańskiej.
Dlaczego komuniści wybrali Zwardoń? Powód był oczywisty: Łatwość przerzutów ludzi. W dwudziestoleciu międzywojennym do Zwardonia ściągały tłumy turystów, dzięki czemu potencjalni przemytnicy mogli się zgubić w tym tłumie. Dodatkowym atutem był przebieg granicy, która biegła niskimi partiami gór. Zameldowanie się w budynku KOP też nie było przypadkowe. Leon podpatrywał pracę pograniczników, co miało mu pomóc w uniknięciu spotkania z nimi. W listopadzie Leon poinformował warszawskich komunistów, iż można rozpoczynać operację przerzutów. Jednocześnie dał także sugestię, żeby ochotnicy przyjeżdzający do Zwardonia wyglądali na sportowców, co miało nie wzbudzać podejrzeń wśród pograniczników. Poza tym wśród przyszłych żołnierzy Hiszpańskich zabronione było noszenie długiego płaszcza z kapeluszem, a wówczas taki ubiór był modny.
Jeszcze w tym samym miesiącu na stację do Zwardonia przyjechali pierwsi ochotnicy. Przyszli żołnierze byli werbowani przez instruktorów narciarstwa, w tym Leona Chajna. Po zwerbowaniu, Leon rozpoczynał z nimi trening. Większość ludzi nigdy nie miała na nogach nart, więc pierwsze chwile z dwoma deskami na nogach były dla nich bolesne. Ochotnicy spędzali noc w schronisku na zboczach Skalanki. Kolejny trening rozpoczynał się o ósmej rano. Wtedy narciarze wychodzili na trening przez górę Skalankę. Koło godziny dziewiątej zmęczeni uczestnicy udawali się na herbatę do schroniska Utulnia, które znajdowało się już na terenie Czechosłowacji. W ten sposób przyszli ochotnicy nieświadomie przekroczyli granicę. Pora, o której zaczynał się trening nie była przypadkowa. Była zsynchronizowana z patrolami KOP. Po herbatce z rumem, Leon wraz z ochotnikami udawał się na stację Skalité, skąd jechał z nimi do Czeskiego Cieszyna. Tam grupę ochotników przejmowali Czechosłowaccy komuniści, którzy z nimi kontynuowali jazdę.
Większość z was zadaje sobie teraz pytanie: Dlaczego organizowano przerzuty, jak można było przekroczyć granicę? Ponieważ służenie obcej armii było i jest zabronione. Dzięki sprytowi Leona, przez trzy miesiące pogranicznicy nic nie zauważyli niepokojącego, zwłaszcza, że mieli ważniejsze sprawy, a mianowicie byli bardziej skupieni na ewentualnym szmuglowaniu towarów przez granicę.
Cała genialna strategia Leona sypnęła się w lutym 1937 roku. Wtedy na stację do Zwardonia przyjechali dwaj dawni koledzy Leona ze studiów, którzy ubiorem wyraźnie odróżniali się od tłumu (płaszcz i kapelusz). Przy okazji również chcieli się dostać do Hiszpanii, lecz przed Leonem udawali, że przyjechali do Zwardonia wypoczywać (nie mieli do niego zaufania). Dość szybko zostali przyłapani na próbie nielegalnego przekroczenia granicy i wtrąceni do aresztu KOP-u, który znajdował się w piwnicy budynku. Wtedy Leon chciał ich wesprzeć. W tym celu nadał do nich na poczcie w Zwardoniu paczkę z żywnością, bez adresu nadawcy. W ten sposób komendant KOP-u, zorientował się, że w Zwardoniu działają przemytnicy, którzy przerzucają ludzi przez granice. Wkrótce po jego interwencji, w Zwardoniu zaroiło się od agentów policyjnych. W tej sytuacji Leon musiał uciekać ze Zwardonia, żeby nie zostać złapanym i wtrąconym do więzienia.
Tak zakończyły przez przerzuty ludzi przez Zwardoń. Lecz komuniści nie zrezygnowali ze szmuglowania ludzi przez granicę. Leon powrócił w Beskidy już na wiosnę tego samego roku, organizując przerzuty przez Stożek w Wiśle Głębcach. Działał w tych terenach do lipca tego samego roku. Później Leon przerzucał ludzi bezpośrednio po przyjeździe z Warszawy.
Nasz bohater szczęśliwie przetrwał II Wojnę Światową. Później związał się ze Stronnictwem Demokratycznym oraz z Polską Zjednoczoną Partią Robotniczą, gdzie w powojennych latach zajmował wysokie stanowiska w Komitecie Centralnym PZPR. Od 1965 do 1976 roku był dyrektorem Archiwów Państwowych, po czym odszedł na emeryturę. Zmarł w marcu 1983 roku.
Zdjęcie: Parafia Zwardoń
piątek, 2 marca 2018
Krótka historia żywieckiego "Ponaru"
W dzisiejszym "Magazynie" opowiem wam krótką historię żywieckiej fabryki "Ponar". Zakład jest starszy, niż mogłoby się wydawać, bo historia zakładu zaczęła się już ponad sto lat temu...
Historia "Ponaru" rozpoczyna się już w 1902 roku. Z początku firma funkcjonowała jako warsztaty mechaniczne. Przez wiele lat zmieniała się nazwa firmy, jak i profil przedsiębiorstwa, który wykształcił się w latach 60-tych. Wtedy firma rozpoczęła produkcję maszyn o napędzie hydraulicznym. Z początku były to prasy, lecz od 1968 roku "Ponar" zaczyna produkować wtryskarki do tworzyw sztucznych, dzięki wykupionej licencji od firmy Eckert&Zingler. I to właśnie wtryskarki stały się symbolem tej firmy. Spowodowało to wybudowanie drugiego zakładu, na obrzeżach miasta. W złotych czasach tej firmy, 85% wyprodukowanych wtryskarek było eksportowanych do Związku Radzieckiego oraz krajów bloku komunistycznego. "Ponar" posiadał wtedy swój własny ośrodek badawczy. Produkował także wtryskarki już na licencji kilku innych firm. Dodajmy, że w drugiej połowie lat 80-tych zakład zatrudniał około 1400 osób.
Początek lat 90-tych, to czas kryzysu w firmie. Rozpad Związku Radzieckiego oraz zmniejszenie liczby zamówień na wtryskarki doprowadził w głównej mierze do popadnięcia zakładu w długi finansowe. W kwietniu 1991 roku przedsiębiorstwo staję się spółką akcyjną, a dwa lata później zostaje sprywatyzowane. Jednocześnie firma opuszcza halę przy ulicy Sienkiewicza, przenosząc się całkowicie do nowszego zakładu, na ulicy Stolarskiej. Stara hala zostaje wkrótce sprzedana miastu. W ramach restrukturyzacji, firma zwalnia połowę załogi. Dopiero po tym czasie następuję stabilizacja w firmie. "Ponar" wraz z akcjonariuszem zagranicznym "Ultra-Tech" w 1994 roku rozpoczyna produkcję wtryskarek nowej generacji, dzięki czemu wkrótce firma zyskuje zachodnioeuropejski rynek zbytu, choć dla firmy najważniejszy był rynek krajowy.
Pomimo kryzysu z początku lat dziewięćdziesiątych, "Ponar" jest obecnie dobrze prosperującą firmą, nadal produkującą wtryskarki do tworzyw sztucznych.
ŹRÓDŁO: www.ponarzywiec.com.pl, informacje prasowe z pierwszej połowy lat 90-tych.
ZDJĘCIE: Google Street View
poniedziałek, 19 lutego 2018
Pierwsza żywiecka stacja radiowa - Radio VIS
W dzisiejszych czasach na medialnym rynku działa wiele stacji radiowych. Ale początkiem lat 90-tych tak kolorowo nie było. Wówczas działało tylko kilka prywatnych stacji radiowych, lecz kolejne powstawały jak grzyby po deszczu. Jedną z tych stacji radiowych było "Radio VIS", nadające z Żywieckiego Sporysza.
Kiedy narodził się w Żywcu pomysł założenia stacji radiowej, w Bielsku-Białej nadawało już i jak na razie tylko Radio Delta. Same Radio VIS powstało z inicjatywy grupy zapaleńców, związanych ze Sporyskim Klubem Śrubka. Ci zapaleńcy w lipcu 1993 roku uruchomili nadajnik niewielkiej mocy oraz antenę nadawczą i rozpoczęli próbną emisję. Inicjatywa zyskała aprobatę wśród władz Żywca. Zarząd Miasta miał wkrótce złożyć koncesję pod nową stację. Redakcja nowego radia składała się z ludzi młodych. Najczęściej byli to uczniowie szkół średnich oraz ich absolwenci, lecz nie brakowało osób dorosłych.
Radio VIS wystartowało jeszcze latem 1994 roku. Stacja nadawała trzy razy w tygodniu: w piątki od 18:00 do 22:00, w soboty od 18:00 do 24:00 oraz w niedziele od 18:00 do 21:30. Radio VIS było stacją o charakterze samorządowym. Ramówkę stacji wypełniały reportaże, transmisje na żywo, publicystyka a także muzyka. Stacja mocno zaangażowała się w II finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (styczeń 1994). Radio VIS mocno współpracowało z ówczesnym samorządem Żywca. Dodam, że Radio VIS można było odbierać na terenie środkowej i północnej Żywiecczyzny, dzięki dwóm 10-Watowym nadajnikom. Gdzie nie gdzie zasięg Radia VIS docierał do wschodnich i zachodnich krańców regionu.
Niestety, stację radiową nie było stać na koncesję, przez co stacja nadawała swój program nielegalnie. W połowie marca Państwowa Agencja Radiowa, w wyniku kontroli nakazała zaprzestać emisji sygnału Radia VIS do 2 kwietnia 1994 roku. Stacja zamilkła w eterze już 27 marca. Po zamknięciu stacji starano się ponownie uruchomić stację, lecz bez skutku.
Kilkanaście lat później powrócono do pomysłu ponownego uruchomienia radia VIS. Radio VIS, już jako radio internetowe, wystartowało 1 września 2007 roku. Już rok później radio zaprzestało działalności.
Źródła: www.albumpolski.pl, Gazeta Żywiecka nr 2/1994, 5/1994
niedziela, 11 lutego 2018
Przyborów kontra Koszarawa, czyli konflikt z lat 90-tych
Przyborów jest obecnie sołectwem należącym do gminy Jeleśnia, choć tak zawsze nie było. Do końca 1999 roku Przyborów należał do gminy Koszarawy. Mieszkańcy Przyborowa nie przepadali za Koszarawą, przez co wybuchł konflikt, który ciągnął się przez prawie całe lata 90-te.
Niegdyś Przyborów był siedzibą gminy jednowioskowej. Z czasem gminy zostały zastąpione przez gromady. Przyborów oraz Koszarawa posiadały własne gromady, ale ten stan rzeczy nie trwał długo. W 1969 roku Przyborów przyłączono do gromady Koszarawa. Cztery lata później reaktywowano gminy, lecz Przyborów dalej był pod Koszarawą. Wówczas pomiędzy tymi miejscowościami nie było napięć, aż do lat 90-tych...
W nowej rzeczywistości mieszkańcom Przyborowa nie spodobał się sposób rządzenia przez Koszarawę. W miejscowej Radzie Gminy zdecydowana większość mandatów należała do radnych z Koszarawy. To sprawiało, że Koszarawscy radni w zasadzie sami rządzili, a radni z Przyborowa mieli niewiele do powiedzenia. Brak głosu coraz to częściej denerwował mieszkańców Przyborowa, którzy oskarżali władze Koszarawy o to, że gorzej traktują Przyborów. Jednym z punktów spornych było Przyborowskie przedszkole, które gmina wyremontowała w 1992 roku. Remont został wykonany niedbale, przez co mieszkańcy dali wyraz, odcinając wodociąg do budynku. Innym powodem sporu była kwestia złych dróg dojazdowych do przysiółków Przyborowa czy też kwestia nieopróżnionych kontenerów na śmieci.
W drugiej połowie lat 90-tych konflikt się zaostrzył. Nowi radni w Przyborowa (było ich pięciu) zaczęli się domagać oddzielenia się od Koszarawy. Postulowali powołanie własnej gminy. W grę wchodziło też przyłączenie do Jeleśni. (dodajmy, że przez wiele lat Przyborów był mocno związany z Jeleśnią). Radnych popierała zdecydowana większość mieszkańców Przyborowa, choć nie brakowało głosów za pozostaniem obecnego stanu. Argumentowali tym, że w ostatnim czasie wyremontowano kilkanaście dróg dojazdowych oraz wymieniono dach na Przyborowskiej szkole.
Wkrótce pojawiła się groźba likwidacji całej gminy Koszarawa i przyłączeniu tych dwóch wsi do Jeleśni. Konflikt został rozwiązany dopiero w 1999, kiedy to zdecydowano o przyłączeniu Przyborowa do Jeleśni.
Od stycznia 2000 roku Przyborów należy do Gminy Jeleśnia.
czwartek, 25 stycznia 2018
Kilka słów o busach cz.4 - Powracamy do tematu
"Bus wyjechał z przystanku, zatrzymał się na środku drogi, obok drugiego busa, który jeszcze stał na przystanku, po czym kierowca (młody) pokazał środkowy palec oraz gest Kozakiewicza drugiemu kierowcy. Po chwili z impetem odjechał mu sprzed nosa" - To nie opis z jakieś książki kryminalnej, ale najprawdziwsza sytuacja z którą się spotkałem osobiście tydzień temu w Suchej. Co ciekawe ten sam kierowca jechał, mając cały czas telefon w uchu.
Po raz pierwszy artykuł na temat przewoźników busowych wypuściłem w kwietniu 2016 roku. Przez te półtora roku mogę otwarcie powiedzieć że niewiele się zmieniło, jeśli chodzi o tą kwestię. Mogę tylko tyle powiedzieć, że tabor u niektórych przewoźników trochę wymłodniał, ale to nadal kropla w morzu potrzeb. Nadal spora część taboru woła o pomstę o nieba. Podobnie jest z rozkładami jazdy, których często brakuję na przystankach. W tym miejscu należą się pochwały dla Żywca, Suchej Beskidzkiej i Makowa Podhalańskiego za plakatowe rozkłady jazdy oraz dla Wadowic za również uporządkowane rozkładu jazdy.
A teraz coś o walce o pasażera. Nadal często spotykam się z wyścigiem dwóch przewoźników busowych. Nierzadko jestem świadkiem wyprzedzania jednego busa przez drugiego, zwłaszcza przed większymi przystankami, gdzie wsiada sporo pasażerów. Dlaczego tak jest? Po pierwsze: Niestety, nikt nie reguluję tego, dlatego czasem jeżdżą dwa autobusy w krótkim odstępie czasu, po czym trzeba czekać niejednokrotnie ponad godzinę na kolejny autobus. Po drugie: Zbyt chętne wydawanie pozwoleń przewoźnikom, przez głównie małopolski Urząd Marszałkowski. Doprowadziło to w wielu miejscach do likwidacji PKS-ów a także ograniczenia lub nawet likwidacji połączeń kolejowych...
To jak na razie wszystko z mojej strony, ale nie oznacza to, że zamykamy ten temat. Jeśli macie jakieś niezbyt miłe doświadczenia związane z busiarzami, to możecie się z nami podzielić na: dobryreportaz@gmail.com . Na wasze życzenie chętnie opublikujemy wasze historię na naszym Fanpage-u.
sobota, 4 listopada 2017
Żywiec Miasto oraz Czahówka, czyli niewybudowane przystanki kolejowe
Na łamach Dobrego Reportażu często poruszałem temat niewybudowanych linii kolejowych w Beskidach. Dzisiaj chciałbym poruszyć temat również kolejowy, ale tak bardziej poza niewybudowanymi liniami kolejowymi. Skupimy się na dwóch niewybudowanych przystankach kolejowych.
Żywiec Miasto
Chyba najbardziej znany niewybudowany przystanek kolejowy w naszym regionie. Plany jego powstania sięgają początku lat 90 tych. W 1994 roku mieszkańcy zwrócili się do ówczesnych władz Żywca, o wsparcie w sprawie wybudowania przystanku. Argumentami za wybudowaniem przystanku była bliskość do centrum miasta oraz łatwy dojazd do Amfiteatru pod Grojcem, gdzie odbywały się liczne imprezy kulturalne i rozrywkowe. Plany zakładały lokalizację przystanku niedaleko parkingu oraz kładki dla pieszych do amfiteatru. Przypomnijmy, kiedy powstał ten pomysł, dziennie linią kolejową z Żywca do Suchej Beskidzkiej przejeżdżało 12 par pociągów na dobę. W marcu 1995 roku Katowicki DOKP wydał decyzję o niewybudowaniu przystanku. Argumentował to tym, że proponowany przystanek miał znajdować się zbyt blisko stacji w Żywcu oraz w Sporyszu. Poza tym dochodził rachunek ekonomiczny oraz problemy finansowe PKP. W kolejnych latach jeszcze kilkukrotnie powracano do tego tematu, ale obecnie przy czterech pociągach na tydzień mało kto mówi o powstaniu tego przystanku. Ale temat jeszcze nie jest do końca zamknięty. Przystanek może powstać w ciągu kilku lat, kiedy to linia kolejowa ma być generalnie wyremontowana.
Pewel Mała Czahówka / Mutne
Pomysł na drugi przystanek w Pewli Małej powstał w 2004 roku. Wtedy to władze Świnnej wysłały do kolejarzy wniosek o wybudowanie drugiego przystanku kolejowego w Pewli Małej. Miał on znajdować się niedaleko ośrodka "Czahówka". Z czasem pojawił się pomysł zlokalizowania przystanku na granicy Pewli Małej i Mutnego, lecz kolejarze nie byli zainteresowani nowym przystankiem. Tutaj również wchodził argument ekonomiczny oraz odległość pomiędzy przystankiem w Pewli Małej oraz Jeleśni, która wynosi 4,8 km.
piątek, 27 października 2017
Nieistniejące wsie Żywiecczyzny
Historia Żywiecczyzny kryje wiele ciekawostek. Tą historię z najdalszych dziejów można poznać w Dziejopisie Żywieckim. Na początku księgi można znaleźć informacje na temat pochodzenia nazwy danej miejscowości. Można dowiedzieć się o pochodzeniu nazwy Jeleśnia, Koszorawa, czy Cięcina. Ale oprócz tych pospolitych nazw można znaleźć takie nazwy, których można ze świecą szukać na mapie. Dzisiaj przedstawię wam kilka wsi, która pojawiły się w Dziejopisie Żywieckim, a nie pojawiają się na współczesnych mapach i tu nie chodzi mi koniecznie o Zadziele czy też Stary Żywiec. Zapraszam...
Jeżowice – „iż jeżów więcej nigdzie, jako tan najdowano” – Taki krótki opis można znaleźć na stronie 15 Dziejopisu. Wiemy o tej wsi tyle, że znajdowała się w „Państwie Ślemieńskim”. Na stronie 12-tej można dowiedzieć się że przez tą wieś przepływa potok, który w Lachowicach łączy się w drugim potokiem, dając Lachówkę. Wsi już nie znajdziemy na mapach austriackich z połowy XIX wieku. Nawet ciężko nam jest powiedzieć, gdzie dokładnie ona leżała. Prawdopodobnie pomiędzy dzisiejszym Kurowem a Pewelką w powiecie Suskim, gdzie znajduje się przysiółek „Jeżowski Dział”
Biadaszków – „że tam droga z lasu i do lasu zła była, na którą biadali. Gdzie tam ma bydź rzeka, a w niej kamień jakoby jaki most od granic pewlańskiej. W tej najpierw wsi niejaki Morawa, chłop który z Morawy przyszedł, obsadził się i kopiąc tameczne grunta, biadał na nie, iż ciężko mu ich było wyrabiać, i on to miejsce Biadaszkowym nazwał”. Obecnie Biadaszków jest przysiółkiem Pewli Małej.
Całujów – „wieś, iż cały las był z Milówki aż na samę Rajczą; także iż tam jest potok nazwany Całujów, który zebrawszy, kamienie z sobą garnie do Soły”. Wieś pojawia się pod różnymi nazwami: Całujów, Czałujów lub Czułajów. Obecnie dawna wieś jest przysiółkiem Rajczy.
Radeczka – „dla rzeki tak nazwanej, która spod góry Racze albo Rajcze bieży i przez tę wieś płynie, nazwana jest” Obecnie Radeczka jest przysiółkiem Rycerki Górnej. Dawna wieś leżała nad rzeką Radecka.
piątek, 20 października 2017
Filmoteka Beskidzka cz. 3 - Filmowe Międzybrodzie Żywieckie
Rok temu na naszym blogu ukazał się dwuczęściowy cykl artykułów p.t. Filmoteka Beskidzka, w którym to pokazywałem archiwalne nagrania z naszego regionu. Postanowiłem kontynuować ten cykl, ale tym razem nie pokażę wam porcji archiwalnych nagrań. Ale za to opowiem wam o dwóch produkcjach filmowych, które były niegdyś kręcone w Międzybrodziu Żywieckim.
PIERWSZY START - 1951 ROK
Reżyseria: Leonard Buczkowski
Film opowiada o Tomku, który ucieka z domu. Trafia na kurs szybowcowy mimo, że nie miał na niego skierowania. Nie przykładał się zbytnio do nauki, więc został odesłany do domu. Wkrótce ratuje szybowiec przed burzą, który rozbił się na polu. Za to zostaje ponownie przyjęty na kurs, gdzie testuje nowy model szybowca, który ulega rozbiciu dzięki działaniom inżyniera, który zostaje wkrótce zwolniony. Sam nowy model szybowca wygrywa na zawodach.
Ekipa filmowa przyjechała do Międzybrodzia Żywieckiego w 1950 roku, gdzie kręcono większość scen do filmu. Na filmie można zobaczyć ówczesną wyciągarkę do szybowców, która działała do lat 70-tych XX wieku. Oprócz tego widać dawny hangar, który niegdyś stał na górze oraz budynek stacji meteorologicznej. Nie zobaczycie natomiast zbiornika wodnego, ponieważ budowa zaczęła się ponad dwie dekady później.
Cały film był utrzymany w charakterze socjalistycznym, co można było usłyszeć, zwłaszcza pod koniec filmu. Sama produkcja została doceniona "Za żywe i optymistyczne przedstawienie życia młodych budowniczych socjalizmu w Polsce Ludowej" na festiwalu filmowym w Karlowych Warach. Jako ciekawostkę dodam, że "Pierwszy Start" był filmowym debitem dla Teresy Lipowskiej oraz Stanisława Mikulskiego.
Jeśli chcecie zobaczyć zdjęcia z planu filmowego, zapraszam tutaj:
http://fototeka.fn.org.pl/strona/wyszukiwarka.html?key=Pierwszy%20start&search_type=tytul
Przeglądając zdjęcia powinniście zwrócić uwagę na kilka z nich, zwłaszcza na zdjęcie ciężarówki przemieszczającej się z młodzieżą po drodze, gdzie w tle widać rzekę i góry, oraz na zdjęcia przedstawiające spacerującego Tomka po szosie. Czy one nie były robione na dnie ówczesnego Jeziora Żywieckiego? Zostawiam to pytanie na razie bez odpowiedzi...
LATAJĄCE MACHINY KONTRA PAN SAMOCHODZIK - 1991 ROK
Reżyseria: Janusz Kidawa
Reżyser Kidawa jest już znany mieszkańcom naszych okolic m.in. z reżyserowania filmu: Sprawa się rypła. Dodajmy, że ostatnia część przygód o Panu Samochodziku była jednocześnie ostatnim filmem wyreżyserowanym właśnie przed Kidawę.
Fabuła rozgrywa się w podgórskiej miejscowości. Pan Samochodzik wraz ze znajomą oraz jej synem Piotrusiem przebywają nad jeziorem. Chłopiec podsłuchuje rozmowę dwóch osób o planowanym morderstwie. Później okazało się, że to tylko plan scenariusza dla ekipy filmowej, która w okolicy kręci film. Tak nasi bohaterowie poznają Arizonę, znanego pisarza. Wkrótce znika aktorka Diana, przez co zdjęcia do filmu zostają przerwane. Rozpoczyna się śledztwo. Wkrótce Pan Samochodzik natrafia na cenne dzieła sztuki, gotowe do wywozu za granicę. Znajdują także Dianę. Rozpoczyna się pościg za przemytnikami, zakończony ich złapaniem, a produkcja filmowa zostaje wznowiona.
Ekipa filmowa przyjechała do Międzybrodzia Żywieckiego w sierpniu 1990 roku. Zdjęcia były kręcone nad brzegiem Jeziora Międzybrodzkiego, na górze Żar, na "łące" poniżej góry, oraz już poza Międzybrodziem na terenie Łódzkiego Ogrodu Zoologicznego. W filmie oprócz tego możecie zobaczyć drogę na górę Żar, która była "niezabudowana" a nawet magazyn, który niegdyś służył dla budowniczych zbiornika na górze Żar. Obecnie ten magazyn jest z stanie ruiny. Podobnie zmieniła się sama góra Żar. Kiedy kręcono tutaj film, na górze stała tylko stacja meteorologiczna. Obecnie szczyt jest mocna zagospodarowany. Na filmie nie zauważycie także kolejki na górę Żar, tylko zalesiony stok. Jako ciekawostkę mogę dodać, że na potrzeby filmu z góry Żar puszczano szybowce i to na "gumach" czego nie robiono od lat 70-tych.
Z bardziej znanych aktorów tego filmu można wyróżnić m.in. Witolda Pyrkosza, Krystynę Feldman, Bronisława Cieślaka czy też Piotra Pręgowskiego. Ekipie filmowej pomagali lotniarze z Aeroklubu Bielskiego.
Jeśli chcecie zobaczyć zdjęcia z planu filmowego, odsyłam was tutaj:
http://fototeka.fn.org.pl/strona/wyszukiwarka.html?key=Lataj%C4%85ce%20machiny%20kontra%20Pan%20Samochodzik&search_type=tytul
Filmy są ogólnie dostępne w serwisie YouTube, zatem zachęcam do obejrzenia ich w długi, jesienny wieczór...
piątek, 13 października 2017
Niedoszłe gminy na Żywieccyźnie i nie tylko
Powiat Żywiecki składa się na dzień dzisiejszy z 14 gmin wiejskich i jednego gminy miejskiej Żywiec. Przez okres kilkunastu lat dochodziło do kilku prób powstania nowych gmin w naszym powiecie i nie tylko. W dzisiejszym Magazynie opowiem wam o próbach powołania w naszym powiecie i nie tylko nowych gmin.
Początki lat 90-tych
Do najpoważniejszych zmian na terenie Żywiecczyzny doszło początkiem lat 90-tych. W kwietniu 1991 rozpada się potężna 13-tysięczna gmina Gilowice-Ślemień na trzy osobne gminy: Gilowice, Ślemień i Łękawica. Na tej zmianie zyskał także Żywiec, ponieważ do miasta została wtedy włączony Oczków, który stał się nową dzielnicą miasta. Od tamtej pory nie dochodziło do większych zmian na mapie powiatu, lecz w ówczesnym województwie bielskim "działo się". W 1992 roku powstają trzy nowe gminy: Polanka Wielka, Bystra-Sidzina oraz wiejska gmina Jordanów. To były ostatnie powołane gminy w naszej okolicy, lecz bez zmian na mapie się nie odbyło. W 2000 roku Przyborów, który znajdował się wówczas w gminie Koszarawa, przyłączono do Jeleśni. To była ostatnia poważna zmiana na mapie nowopowstałego powiatu Żywieckiego, choć na zmiany się zapowiadało...
Gmina Krzyżowa lub Korbielów
W 2005 roku z inicjatywą powołania nowej gminy wystąpili mieszkańcy Krzyżowej, Korbielowa oraz Krzyżówek, położonych w gminie Jeleśnia. Gdyby gmina powstała liczyłaby około 2900 mieszkańców, co czyni ją gminą większą od Koszarawy. Inicjatorzy powołania nowej gminy zebrali kilkaset podpisów w tej sprawie... i na tym się skończyło.
Gmina ZwardońNa wiosnę 2008 roku z inicjatywą powołania nowej gminy wystąpili mieszkańcy Lalik i Zwardonia. Twierdzili, że ich miejscowości są pomijane przez władze Milówki i Rajczy. Jako ciekawostkę mogę dodać, że pierwsze plany powołania nowej gminy powstały siedem lat wcześniej, lecz tylko się na dyskusjach skończyło. Mocnym argumentem za powołaniem nowej gminy był upadający Zwardoń, który według mieszkańców tej miejscowości był pomijamy przez władze z Rajczy. Innymi argumentami za powołaniem gminy to gotowa infrastruktura. Siedziba przyszłej gminy miała znajdować się w budynku po urzędzie celnym w Zwardoniu. Inicjatorzy chcieli także żeby nową gminę współtworzyła Kiczora, co spotkało się z aprobatą wśród mieszkańców tej wsi. Trzywioskowa gmina Zwardoń liczyłaby 2400 mieszkańców, przez co byłały najmniejszą gminą w województwie Śląskim. Inicjatorzy zakładali także plan B, czyli przyłączenie do przyszłej gminy także Soli, co by sprawiło, że Gmina Zwardoń liczyła ponad 3800 mieszkańców i by była większa od gmin: Koszarawa i Ślemień. Ale powracając do Zwardonia: były plany, pomysły oraz chęć zebrania podpisów, lecz tylko na tym się skończyło. A ze Zwardoniem jest już trochę lepiej niż dekadę temu, ale mu jeszcze daleko do przedwojennej potęgi.
Gmina Cięcina
W 2011 roku chęć powołania nowej gminy zadeklarowali mieszkańcy Cięciny, położonej w gminie Węgierska Górka. Wszystko się zaczęło od nowelizacji ustawy o samorządzie gminnym, która ułatwiała powołanie nowych gmin. Wtedy na forach rozpoczęła się dyskusja wśród mieszkańców Cięciny w sprawie oddzielenia się od Węgierskiej Górki. Twierdzili, że są pomijani przez władze Węgierskiej Górki. Dodajmy, że do 1954 roku istniała gmina Cięcina. Potem powstały w miejsca gmin gromady, a po zniesieniu gromad Cięcinę włączono do Węgierskiej Górki. Powracając do dyskusji: ostatecznie skończyło się tylko na internetowych dyskusjach, zwłaszcza, że wiele mieszkańców Cięciny było przeciwko oddzieleniu się od Węgierskiej Górki.
Jeszcze dodam, że wśród mieszkańców gminy Radziechowy-Wieprz pojawiał się pomysł podziału gminy na Gminę Radziechowy oraz Gminę Wieprz.
Poza Powiatem Żywieckim
Gmina Rybarzowice
W 2004 roku mieszkańcy Rybarzowic chcieli się odłączyć od Buczkowic. Wystosowany został wniosek do rady gminy, lecz ten go odrzuciła. Inicjatorzy rozpoczęli wtedy okupację budynku urzędu gminy oraz głodówkę. Ostatecznie został wystosowany wniosek secesyjny, który w lipcu 2005 roku został odrzucony przez Radę Ministrów
Gmina Maków Podhalański i Gmina Białka
W tym samym czasie narodził się pomysł podziału gminy Maków Podhalański na trzy osobne gminy: Maków Podhalański (miasto), Maków Podhalański (gmina) oraz Białka. Inicjatorzy inspirowali się Jordanowem, gdzie kilkanaście lat temu ta sztuka się udała. Plany zakładały, że gmina Białka będzie gminą jednowioskową, liczącą około 2600 mieszkańców, a na gminę wiejską Maków Podhalański będzie się składać pięć pozostałych wsi o łącznej liczbie mieszkańców około 7800. Na burzliwej sesji rady miasta w czerwcu 2005 roku, zdecydowano o przeprowadzeniu referendum w dniu 10 lipca. Referendum okazało się wiążące a mieszkańcy zagłosowali za podziałem gminy. Wkrótce został wystosowany wniosek do wojewody, a ten wystosował wniosek do Rady Ministrów, która go odrzuciła. Po tym czasie nie wracano już do pomysłu podziału gminy.
Gmina Czaniec
Wśród mieszkańców Czańca pojawiały się głosy nad odłączeniem się od Porąbki i utworzeniu nowej jednowioskowej gminy, lecz tylko skończyło się na dyskusjach.
Przez ponad 26 lat nie zmieniła się liczba gmin w naszym powiecie. Ale czy liczba 15 gmin utrzyma się długo? Nie wiadomo...
Źródło: Informacje prasowe z ówczesnych gazet
Subskrybuj:
Posty (Atom)